Agata Ostrowska
Absolwentka Instytutu Lingwistyki Stosowanej UW. Tłumaczka, recenzentka, redaktorka i korektorka. Przekłada książki z języków hiszpańskiego i angielskiego. Od dziecka marzyła o tym, żeby kiedyś zająć się tłumaczeniem literatury (zobacz profil).
Na początek o początkach.
Przygodę z tłumaczeniem zaczęłam jeszcze na studiach od przekładu audiowizualnego (zresztą do dziś współpracuję z festiwalem WatchDocs). W świat przekładu literackiego wprowadziła mnie Katarzyna Okrasko (tłumaczka m.in. Carlosa Ruiza Zafona, Roberta Bolaño i Juana Gabriela Vasqueza), która prowadziła zajęcia w Instytucie Lingwistyki Stosowanej. Dała mi znać o możliwości pisania recenzji wewnętrznych w jednym z wydawnictw (po kilku latach zaczęłam też dla nich tłumaczyć), potem zaproponowała mi współtłumaczenie (do tej pory wspólnie przełożyłyśmy już pięć książek), poleciła w innym wydawnictwie i tak się to zaczęło. Ale szczerze mówiąc, choć mam już na koncie kilkanaście przekładów (kilkadziesiąt, jeśli liczyć też mniejsze zlecenia, głównie książeczki dla dzieci), ciągle wydaje mi się, że dopiero zaczynam.
Noc czy dzień? Jaki masz system pracy?
Zdecydowanie dzień. Wstaję dość wcześnie (ale bez przesady — zwykle około 6.30), idę na basen, jem śniadanie i siadam do pracy. Nigdy nie potrafiłam ani uczyć się, ani pracować wieczorem, a tym bardziej nocą. Wieczorami czytam książki do recenzji, ale to bardziej praca niż przyjemność.
Kanapa czy biurko? Gdzie tłumaczysz?
Zdecydowanie biurko — albo w domu, albo w czytelni. Na kanapie zdarza mi się sczytywać przekład, ale tłumaczyć wygodniej przy porządnym stanowisku pracy.
Słownik elektroniczny czy papierowy?
I taki, i taki. Mam kilka słowników papierowych (ukochany Fundacji Kościuszkowskiej, Słownik Poprawnej Polszczyzny PWN, Słownik dobrego stylu Mirosława Bańko), ale już ze słowników hiszpańskich korzystam praktycznie wyłącznie w Internecie, często przez angielski, bo są dużo obszerniejsze.
Wikipedia czy Narodowa? Skąd czerpiesz informacje?
Informacje z Wikipedii (szerzej — z Internetu), cytaty potrzebne do przekładu z Narodowej albo z biblioteki na Koszykowej, gdzie zresztą bardzo lubię pracować.
Kiedy się zablokujesz, to…?
Kiedy brakuje mi weny, na przykład w przypadku gry słów czy żartu językowego, zwykle proszę o pomoc na wspaniałym Forum Tłumaczy Literatury. A jeśli po prostu zdanie nie chce mi się złożyć albo autor nadmiernie zapląta się w metaforę, zaznaczam sobie to miejsce, idę dalej i wracam do niego przy sczytywaniu (albo wcześniej, jeśli nagle mnie olśni).
Czytać książkę przed tłumaczeniem czy nie czytać?
Na początku czytałam, bo tak mnie uczono na studiach, ale kiedy dowiedziałam się, że większość znajomych, doświadczonych tłumaczek i tłumaczy, tego nie robi, postanowiłam spróbować i zdecydowanie wolę te metodę. Dzięki temu mam dużo większą motywację do pracy, bo chcę się dowiedzieć, co będzie dalej. Niedawno nawet podczas urlopu zaczęłam się zastanawiać, co tam słychać u moich bohaterów.
Najprzyjemniejszy moment w tłumaczeniu?
Pierwsze kilka dni pracy nad książką — to jak początek nowej przygody. Oprócz tego uczucie, kiedy udaje się zgrabnie przełożyć wyjątkowo trudny fragment. No i, nie ukrywam, miłe słowa od redaktorów i redaktorek.
A najmniej fajny?
Kiedy po początkowym entuzjazmie przychodzi rutyna albo kiedy orientuję się, że książka jest kiepska książka, a ja muszę ją do końca przetłumaczyć.
Redaktor to…?
Nie będę oryginalna — najlepszy przyjaciel tłumaczki. Nie wyobrażam sobie tej pracy bez porządnej redakcji. Nawet najlepszy tłumacz (czy, swoją drogą, pisarz) nie jest w stanie stworzyć bezbłędnego tekstu. Chociaż sama zajmuję się też czasem redakcją i korektą, w swoich własnych tekstach nie zauważam niezręczności stylistycznych, a nawet literówek — niezbędna jest druga para oczu, a najlepiej kilka, bo każdy może coś przegapić.
Od kogo uczysz się przekładu?
Sporo nauczyłam się na studiach, choć akurat tłumaczenie literackie było traktowane raczej po macoszemu. Teraz uczę się przede wszystkim z dobrych przekładów, z wywiadów z doświadczonymi tłumaczami i tłumaczkami (np. w Przejęzyczeniu Zofii Zaleskiej czy Wte i wewte Adama Pluszki) czy z dyskusji z koleżankami i kolegami po fachu.
Co powiedziałabyś młodszym tłumaczom? A starszym?
Młodszym — żeby się nie zrażali. Na studiach nasłuchałam się od wykładowców, że z tłumaczenia ciężko wyżyć, a przekład literacki to nisza nisz, do której nie sposób się dostać. Poza tym mówi się zwykle tylko o wielkich Tłumaczach wybitnej Literatury, a przecież nie każdy musi być od razu Barańczakiem czy Chądzyńską — zdecydowana większość wydawanych książek to nie są arcydzieła wymagające kongenialnego przekładu, a po prostu książki do czytania. Oczywiście nie znaczy to, że literaturę popularną można przekładać byle jak, ale wymaga raczej solidnego, utalentowanego rzemieślnika niż geniusza czy artysty. Chociaż od dziecka marzyłam o tłumaczeniu książek, sama w pewnym momencie przeżyłam kryzys, no bo gdzież mi do tłumaczenia Joyce’a czy Szekspira; na szczęście miałam szansę się sprawdzić i tego życzę wszystkim aspirującym tłumaczom i tłumaczkom.
Starszym — podziękowałabym za dzielenie się doświadczeniami i wiedzą z młodszą koleżanką. A tym z najdłuższym stażem pogratulowałabym tłumaczenia w epoce przedinternetowej; nie wiem, jak oni to robili.
A co powiedziałabyś ministrowi kultury?
Raczej nie będę miała okazji się z nim spotkać, wiec nie muszę się nad tym zastanawiać.
Yerba mate czy spirytus? Co daje Ci energię do pracy?
Herbata, herbata, herbata — koniecznie w wielkim kubku (mam trzy ulubione do pracy), a latem dużo wody. Spirytus tylko po pracy.Kot czy gekon? Jakie istoty cię w niej wspierają?
Owce na podstawce pod kubek.
Co robisz z egzemplarzami autorskimi?
Jeden zawsze dostają rodzice, resztę rozdaję rodzinie i znajomym, jeśli wiem, że książka ich zainteresuje, część przekazuję na kiermasze i akcje charytatywne (np. zaczytani.org — zbiórka książek dla pacjentów).
Co robisz dla relaksu, czyli Twoje zasady tłumackiego BHP?
Pływam, jeżdżę na rowerze, od wiosny do jesieni biegam. Oprócz tego oglądam dużo filmów (w domu lub w kinie) i chodzę na koncerty. Staram się też nie pracować w wakacje — jeśli gdzieś wyjeżdżam, nie biorę komputera, żeby porządnie odpocząć.
Twoja najciekawsza tłumaczeniowa anegdota?
Jeszcze przede mną.
Ważne dla ciebie książki?
Mistrz i Małgorzata w przekładzie Ireny Lewandowskiej i Witolda Dąbrowskiego, seria Terry’ego Pratchetta o Świecie Dysku (zarówno w oryginalne, jak i w świetnym tłumaczeniu Piotra W. Cholewy), saga o Wiedźminie, a poza tym Virginia Woolf, José Saramago, Sarah Waters…
Gdyby wszyscy mieli przeczytać Twój jeden przekład – to który?
Wyśpij się! Jak zdrowy sen może odmienić twoje życie (The Sleep Revolution: Transforming Your Life, One Night at a Time) Arianny Huffington — trochę poradnik, ale w zasadzie wyczerpująca „biografia” snu, pełna danych historycznych i naukowych, w przystępny sposób pokazująca, dlaczego sen odgrywa tak ważną rolę w naszym życiu.
Co teraz tłumaczysz, przetłumaczyłaś albo właśnie ukazało się w Twoim przekładzie?
W kwietniu nakładem wydawnictwa Czarna Owca ukazał się thriller Nic o mnie nie wiecie (You Don’t Know Me) Imrana Mahmooda. To było prawdziwe wyzwanie tłumaczeniowe: książka jest napisana w formie mowy końcowej oskarżonego — niewykształconego czarnego 20-latka z Londynu, a więc językiem mówionym, bardzo potocznym, pełnym wyrażeń slangowych. Podczas tłumaczenia trafiałam w najdziwniejsze zakątki Internetu, na przykład na fora narkotykowe. Książka bardzo wciągająca i trzyma w napięciu, polecam zwłaszcza wielbicielkom i wielbicielom kryminałów.