Barbara Bardadyn
Tłumaczy z hiszpańskiego, katalońskiego, portugalskiego i włoskiego, miłośniczka piłki nożnej, autorka licznych przekładów biografii znanych piłkarzy (zob. profil).
Na początek o początkach.
Zaczęłam tłumaczyć trochę z przypadku. Byłam wtedy dziennikarką „Przeglądu Sportowego”, od 2009 roku często jeździłam do Hiszpanii i przywoziłam stamtąd różne książki piłkarskie. Uderzyło mnie to, że w hiszpańskich księgarniach były osobne regały na pozycje sportowe, a u nas takie książki ukazywały się sporadycznie, dało się je policzyć na palcach jednej ręki. I wtedy pomyślałam, że fajnie by było wydać u nas kilka rzeczy. Ułożyłam więc listę i wysłałam do wielu wydawnictw, ale żadne mi nie odpowiedziało. Nawet nie myślałam wtedy o tym, by samej coś przetłumaczyć, po prostu chciałam pokazać wydawcom: „patrzcie, tu są takie ciekawe książki, może was zainteresują”. Ale nie było żadnego odzewu. Pod koniec 2010 roku kolega z redakcji powiedział mi, że wydawnictwo SQN wydaje biografię Andrésa Iniesty. Od razu do nich napisałam, wysłałam kilka propozycji i jeszcze tego samego dnia odpowiedział mi Przemek Romański, jeden z założycieli wydawnictwa, i zapytał, czy chciałabym coś dla nich przetłumaczyć. Parę tygodni później miałam już na warsztacie swoją pierwszą książkę.
Noc czy dzień? Jaki masz system pracy?
Wcześniej przez wiele lat tłumaczyłam głównie wieczorami i nocami, bo pracowałam w gazecie, ale od trzech lat zajmuję się wyłącznie tłumaczeniami, więc teraz dzień. Najlepiej pracuje mi się od szóstej-siódmej do południa.
Kanapa czy biurko? Gdzie tłumaczysz?
Wyłącznie biurko. W innym miejscu nie umiem się skupić.
Słownik elektroniczny czy papierowy?
I taki, i taki. Zależy, czego szukam.
Wikipedia czy Narodowa? Skąd czerpiesz informacje?
Z czego tylko się da. Zdarza mi się korzystać z Wiki, ale potem jeszcze potwierdzam informację w innych źródłach. Jeśli mam do czynienia z jakimiś fachowymi terminami, to zwracam się o pomoc do ekspertów w danej dziedzinie.
Kiedy się zablokujesz, to…?
Robię sobie przerwę albo omijam problematyczny fragment. Kiedy wracam do niego na przykład następnego dnia, już wiem, jak to ugryźć. Bywa, że rozwiązanie wpada mi nagle do głowy podczas zmywania naczyń czy mycia zębów. Zdarza się też, że brakuje mi odpowiedniego słowa albo wyrażenia, a potem trafiam na nie w czytanej wieczorem książce albo słyszę je przypadkowo w telewizji.
Czytać książkę przed tłumaczeniem czy nie czytać?
Czasami tłumaczę książki, które recenzowałam dla wydawnictwa albo czytałam po prostu dla siebie, więc znam treść. Generalnie jednak wolę nie czytać, bo wtedy jest element zaskoczenia, a ciekawość powoduje, że chcę się dowiedzieć, co jest dalej, a to napędza mnie do intensywnej pracy. Czasami przeglądam książkę i sprawdzam pod kątem ewentualnych cytatów. Ostatnio na przykład miałam powieść z mnóstwem krótszych i dłuższych cytatów, więc przed rozpoczęciem pracy znalazłam je wszystkie i razem z bibliografią zapisałam w osobnym pliku. Dzięki temu w trakcie tłumaczenia nie musiałam tracić czasu na szukanie.
Najprzyjemniejszy moment w tłumaczeniu?
Kiedy uda mi się zgrabnie oddać jakąś grę słów albo poradzić sobie z pozornie nieprzetłumaczalnym wyrażeniem.
A najmniej fajny?
Kiedy się okazuje, że w oryginale są błędy merytoryczne albo tekst nie jest porządnie zredagowany, bo wtedy tłumaczenie się ślimaczy. Trafiło mi się niestety parę takich książek. W przypadku błędów i niespójności wypisuję wszystko i konsultuję z autorem, co też zabiera czas. Niekiedy odnoszę wrażenie, że autor oryginału przysyła tekst do swojego wydawnictwa i ten tekst nie jest w ogóle czytany/weryfikowany/redagowany, tylko od razu idzie do drukarni.
Redaktor to…?
Zwykle pierwszy czytelnik, który patrzy na tekst świeżym okiem, wyłapuje wszelkie niezręczności i nieścisłości, których nie zauważyłam mimo kilkukrotnego czytania przekładu. Parę razy czujny redaktor uratował mnie przed poważnymi wpadkami. Mam swoich ulubionych redaktorów, z którymi współpraca jest prawdziwą przyjemnością.
Od kogo uczysz się przekładu?
Najwięcej uczę się właśnie od redaktorów; od kilku lat mam nawet specjalny kajet, zapisuję w nim różne konstrukcje i wyrażenia, w których zrobiłam błędy, czy ciekawe rozwiązania, które zaproponował redaktor. Dzięki temu potem nie popełniam już tych samych błędów. Ostatnio na przykład uparcie pisałam „położył jej rękę na ramieniu” zamiast „położył rękę na jej ramieniu”, redaktorka zwróciła mi też uwagę na to, że określenie „ewidentny” jest zazwyczaj używane w połączeniu z wyrazami nacechowanymi negatywnie (ewidentny błąd, pomyłka, kłamstwo). Tak więc teraz na pewno będę o tym pamiętać. Dużo też się uczę czytając, czy to literaturę polską, czy przekłady. Bez czytania nie ma pisania, a więc także przekładania.
Co powiedziałabyś młodszym tłumaczom? A starszym?
Młodszym – aby jak najwięcej czytali po polsku. Dla starszych mam tylko słowa podziwu za to, że przekładali w czasach bez Internetu.
A co powiedziałabyś ministrowi kultury?
Nie sądzę, by chciał słuchać.
Yerba mate czy spirytus? Co daje Ci energię do pracy?
Kawa.
Kot czy gekon? Jakie istoty cię w niej wspierają?
Pies Dyźko, dzięki któremu nie siedzę przy biurku non stop.
Co robisz z egzemplarzami autorskimi?
Chyba nie będę zbyt oryginalna: jeden zostawiam sobie, pozostałe rozdaję rodzinie, a jeśli jest ich więcej, to zanoszę do biblioteki.
Co robisz dla relaksu, czyli Twoje zasady tłumackiego BHP?
O rany, jestem straszną pracoholiczką, czasami potrafię nie odrywać się od komputera przez kilka godzin z rzędu, choć dobrze wiem, że przerwy należy robić co godzinę, żeby poćwiczyć wzrok i się porozciągać. Mimo to codziennie staram się znaleźć chwilę na jogę czy spacer z psem. Poza tym oglądam mecze piłki nożnej, choć już nie tak dużo jak kiedyś, no i czytanie, czytanie, jeszcze raz czytanie.
Twoja najciekawsza tłumaczeniowa anegdota?
Jeszcze przede mną.
Ważne dla ciebie książki?
Imię róży Umberta Eco, Z zimną krwią Trumana Capote’a, Sto lat samotności Gabriela Garcíi Márqueza, poza tym wszystkie książki Olgi Tokarczuk – jej pierwsze powieści omawialiśmy w liceum i wtedy absolutnie zachwyciłam się jej prozą. Wracam też do wywiadów Oriany Fallaci.
Gdyby wszyscy mieli przeczytać Twój jeden przekład – to który?
Jeszcze się nie ukazał, ale jest w planie na ten rok. Z tych już wydanych chyba Dam ci to wszystko Dolores Redondo.
Co teraz tłumaczysz, przetłumaczyłaś albo właśnie ukazało się w Twoim przekładzie?
Właśnie ukazały się Baśnie dla nieustraszonych dziewczynek Myriam Sayalero (wyd. Dwukropek) oraz Adrenalina,kolejna książka Zlatana Ibrahimovicia (SQN), którą przełożyłam razem z Marcinem Nowomiejskim. Teraz pracuję nad hiszpańską powieścią, ale nie mogę zdradzić nic więcej, no i od ponad roku próbuję znaleźć wydawcę dla Selvy Almady, wspaniałej argentyńskiej autorki; przetłumaczyłam spory fragment jej debiutanckiej książki El viento que arrasa i staram się zainteresować polskie wydawnictwa.