Baza wiedzy

Dorota Malina

Dorota Malina (zob. profil) tłumaczy z angielskiego i francuskiego. Jest absolwentką anglistyki, a zaczynała od powieści o emigrantce z… Iranu. Na co dzień w pracy wspierają ją słowniki oraz rodzimi użytkownicy języków, z których tłumaczy.

Na początek o początkach.

Tłumaczę od 2012 roku. Jako studentka anglistyki i adeptka przekładu pisałam recenzje wewnętrzne dla wydawnictwa Znak. Pewnego dnia redaktorka, której wiele zawdzięczam, Ala Gałandzij, zadzwoniła, że ktoś zawalił i spytałą, czy nie chciałabym przełożyć powieści o emigrantce z Iranu. Termin był karkołomny, honorarium „wacikowe”, a ja przejęta i przestraszona, ale oczywiście skwapliwe się zgodziłam. I tak to się wszystko zaczęło.

Noc czy dzień? Jaki masz system pracy?

Dzień, najchętniej wczesny ranek, kiedy mam świeżą głowę i spokój w domu.

Kanapa czy biurko? Gdzie tłumaczysz?

Jeśli jestem w mieszkaniu sama, migruję między kanapą, łóżkiem a biurkiem. Jeśli nie, udaję poważnego człowieka i siedzę przy biurku.

Słownik elektroniczny czy papierowy?

Z angielskiego niemal wyłącznie elektroniczny, z francuskiego zdarza mi się wertować Larousse’a i (opasłego) „Robercika”.

Wikipedia czy Narodowa? Skąd czerpiesz informacje?

Z Wikipedii (polecam zabawę w przełączanie języków, która doskonale pokazuje, jak bardzo prawda zależy od punktu widzenia) i innych źródeł internetowych. Chętnie zasięgam języka u kolegów i koleżanek po fachu (nieocenione Forum STL), piszę do ekspertów (korespondowałam już z szefami kuchni, historykiem Łodzi czy specjalistą od motorów) i zanudzam znajomych native’ów.

Kiedy się zablokujesz, to…?

Przeszukuję słowniki synonimów i konkordancje w Narodowym Korpusie Języka Polskiego, a jeśli nic nie znajdę, poddaję się i zostawiam w oryginale, zaznaczone na żółto.

Redaktor to…?

Zwykle redaktorka – sojuszniczka, pomocniczka, młot na błędy i wypatrzenia.

Od kogo uczysz się przekładu?

Mam swoje mistrzynie – profesor Elżbietę Tabakowską i profesor Magdę Heydel. Miałam to szczęście, że na studiach otarłam się o językoznawstwo kognitywne, które uczy człowieka namysłu nad tekstem. I skutecznie hamuje sny o tłumackiej potędze.

Yerba mate czy spirytus? Co daje Ci energię do pracy?

Ciekawość. I ciepłe napoje.

Kot czy gekon? Jakie istoty cię w niej wspierają?

Istoty wyłącznie ludzkie – wspominani eksperci i rodzimi użytkownicy języków źródłowych, zwłaszcza mój anielsko cierpliwy chłopak, który tłumaczy mi uzus i niuanse. Bardzo pomagają mi też koledzy i koleżanki z STL-u, którzy uczynnie wyszukują mi cytaty, jeśli sama nie mogę pójść do biblioteki.

Co robisz z egzemplarzami autorskimi?

Rozsyłam pomocnikom i pociotkom. Książki kucharskie rozdaję jako prezenty gwiazdkowe.

Co robisz dla relaksu, czyli Twoje zasady tłumackiego BHP?

Pływam i spaceruję.

Twoja najciekawsza tłumaczeniowa anegdota?

Zdarzają mi się zabawne wymiany z ekspertami (kiedy tłumaczyłam Jamiego Olivera pewien szef kuchni pokazywał mi, jak się dzieli tuszę wieprzową, co jako roślinożerca dość mocno przeżyłam) i żenujące pomyłki, ale nie mam gotowych anegdot. Pewnie wyparłam.

Ważne dla ciebie książki?

Wyrosłam na Muminkach i Musierowicz, przekładu uczyłam się z książek profesor Elżbiety Tabakowskiej, a z literatury pięknej jest tego za dużo, żeby wymieniać.

Gdyby wszyscy mieli przeczytać Twój jeden przekład – to który?

Nie jestem obiektywna, bo nie zawsze najbardziej kocha się najładniejsze dziecko. Poleciłam Dizajn na co dzień Dona Normana, bo choć traktuje o projektowaniu przestrzeni i przedmiotów, przesłanie książki można przełożyć na pracę tłumacza i wszelkie działania twórcze – pamiętaj o odbiorcy, stawiaj na prostotę i funkcjonalność i, jak mawia moja mama, nie cuduj.

Chciałabym też wspomnieć o książce Voyeur Francesci Recce, przy której miałam dużą frajdę, bo to moim zdaniem świetny debiut, ale książka ze względu na braki papieru po pandemii wypadła z planu wydawniczego. Ciągle nie tracę nadziei, że jeszcze zostanie wskrzeszona.

Co teraz tłumaczysz, przetłumaczyłaś albo właśnie ukazało się w Twoim przekładzie?

Przełożyłam właśnie powieść Brigitte Giraud Żyj szybko, która ze względu na „trudną sytuację na rynku wydawniczym” (cytat z maila redaktorki) ukaże się dopiero w lutym 2024. Na jesieni wyjdzie Pocztówka Anne Berest oraz kilka poradników, jak być pięknym, wyspanym i radosnym. Miałam też okazję poznać bardzo ciekawą francuską pisarkę polskiego pochodzenia, Kingę Wyrzykowską, więc mimo „trudnej sytuacji” staram się zainteresować wydawców jej powieścią Patte Blanche.