Hanna Pustuła-Lewicka
Hanna Pustuła-Lewicka (zob. profil) tłumaczy książki non-fiction, a także literaturę piękną. Absolwentka archeologii śródziemnomorskiej, szybko znudziła się dziennikarstwem i zajęła przekładem z języka angielskiego, a w ostatnich latach także z rosyjskiego.
Na początek o początkach.
Dzikie lata 90. Skończyłam elitarne studia – archeologia śródziemnomorska na UW – nie zostałam w zawodzie, pracowałam w dziale zagranicznym GW, nienawidziłam tej pracy z całego serca, a książki mógł wtedy tłumaczyć każdy, komu chciało się pofatygować do wydawnictwa AMBER. Zaczęłam od Ann Rice i od razu zorientowałam się, że kocham to zajęcie.
Noc czy dzień? Jaki masz system pracy?
Przez wiele lat noc, ale dzieci mnie urealniły i odtąd dzień. Nadal zdecydowanie lepiej pracuje mi się w drugiej połowie dnia, więc może jeszcze coś zmienię, bo dzieci już na wylocie.
Kanapa czy biurko? Gdzie tłumaczysz?
Biurko. Absolutnie.
Słownik elektroniczny czy papierowy?
I taki, i taki. Czasem elektroniczny i internetowy jednocześnie. Czasem tylko Stanisławski, czasem tylko PWN-Oxford. Zależy od tekstu.
Wikipedia czy Narodowa? Skąd czerpiesz informacje?
Oczywiście coraz częściej z internetu, ale zawsze staram się znaleźć kogoś, kto zna się na danym temacie i może sprawdzić, czy nie wypisuję bzdur. Kocham ten aspekt zawodu. W ten sposób spełniłam marzenie i zapoznałam anatomopatologa. I w ogóle mnóstwo świetnych ludzi.
Kiedy się zablokujesz, to…?
Idę rozwiesić pranie. Jak nie pomoże, gapię się w ekran do skutku.
Czytać książkę przed tłumaczeniem czy nie czytać?
Pewnie, że czytać, tylko że to nierealne, a dzięki edytorom tekstu, również niekonieczne, bo zawsze można się cofnąć. Zwykle nie czytam. Nigdy jednak nie tłumaczę a vista. Najpierw czytam fragment tekstu i po boomersku sprawdzam wszystkie wątpliwości w słownikach, łącznie z powszechnie używanymi słowami jak remarkable, które mają tylko trzy i zawsze te same trzy znaczenia, ale ciągle nie mogę w to uwierzyć. Mam wyrzuty sumienia, że to bardzo nieekonomiczny system, ale ustrzegł mnie już przed kilkoma poważnymi wpadkami.
Najprzyjemniejszy moment w tłumaczeniu?
Oddanie przekładu non-fika i rozpoczęcie tłumaczenia tekstu literackiego dla odmiany.
A najmniej fajny?
Mordercze sczytywanie.
Redaktor to…?
Też człowiek. Traktować z szacunkiem, nawet jak wkurza. Zwykle mam dobrych redaktorów, ale zdarzali się też tacy, których miałam ochotę zamordować. Czyli zwykle sprzymierzeniec, ale czasem wróg.
Od kogo uczysz się przekładu?
Słabo się uczę od innych, zwłaszcza przekładu, niestety. Światłem przewodnim jest mi sentencja profesor Anny Świderkówny, która przekładała poezję grecką i kiedyś na wykładzie literatury greckiej i rzymskiej powiedziała nam, że tłumaczony tekst trzeba przeczytać, zapomnieć i napisać od nowa w swoim języku.
Co powiedziałabyś młodszym tłumaczom? A starszym?
Że to trudny kawałek chleba. Żeby spróbowali uzyskać jakieś obiektywne potwierdzenie, że się do tego nadają (w sensie umieją pisać), a jeśli je znajdą, żeby uwierzyli w siebie, bo to zawód wymagający odwagi w podejmowaniu decyzji i wiary w siebie, ale też wiele pokory. A starszym? Fajnie, że jesteście i że jesteście tacy fajni. Młodszym zresztą też. W życiu nie spotkałam tylu błyskotliwych umysłów en masse.
A co powiedziałabyś ministrowi kultury?
Ministrowi kultury? Kto to jest minister kultury? Mamy takiego?
Yerba mate czy spirytus? Co daje Ci energię do pracy?
Kawa (pita ze wstrętem) i zielona herbata. Wino.
Kot czy gekon? Jakie istoty Cię w niej wspierają?
Kot i pies.
Co robisz z egzemplarzami autorskimi?
Rozdaję znajomym, których interesuje temat, i wysyłam osobom, które wspierały mnie swoją wiedzą.
Co robisz dla relaksu, czyli Twoje zasady tłumackiego BHP?
Ups, tu mam duży problem. Często tłumaczenie pożera mnie całkowicie i nie ma mowy o żadnym BHP. Wiem, że muszę to szybko zmienić. Właśnie miałam zacząć codziennie biegać, ale nie mogę, bo mi wycięli wyrostek. Poza tym dom w Grecji i plaża.
Twoja najciekawsza tłumaczeniowa anegdota?
Wszyscy ją znacie, opowiadałam milion razy. Jak bohaterka książki okazała się być kobietą autora (zeszli się znowu po latach po ukazaniu się angielskiego wydania), z którą autor zamieszkał w Toruniu i z którą musiałam konsultować sceny erotyczne, bo nie podobał jej się mój dobór słów.
Ważne dla ciebie książki?
Wojna końca świata Vargasa Llosy, Mistrz i Małgorzata Bułhakowa, Biblia.
Gdyby wszyscy mieli przeczytać Twój jeden przekład – to który?
Między niewiastami albo Wspomnienie Johna MacGaherna – to właściwie ta sama historia, tylko pierwszy raz w wersji powieściowej, a drugi autobiograficznej.
Co teraz tłumaczysz, przetłumaczyłaś/przetłumaczyłeś albo właśnie ukazało się w Twoim przekładzie?
Skończyłam tłumaczyć zbiór irlandzkich podań ludowych, który ma wydać Czuły Barbarzyńca – kapitalne teksty same w sobie, a poza tym nagle zaczęłam rozumieć dużo więcej z literatury anglojęzycznej ze szczególnym uwzględnieniem Terry’ego Prachetta.