Baza wiedzy

Marta Petryk

Marta Petryk tłumaczy z norweskiego. Interesuje się historią i kulturą skandynawską. Gdy zmęczy się pracą, idzie na basen albo spaceruje.

Na początek o początkach.

Odkąd pamiętam, interesowała mnie Skandynawia, głównie średniowiecze, czytałam wszystko, co udało się znaleźć w domu i okolicznych bibliotekach na ten temat, bardzo zaciekawiła mnie wtedy postać Świętosławy, córki Mieszka I, która została władczynią Szwecji, Danii, Norwegii i Anglii. Jako dziecko, a później nastolatka, miałam różne plany na przyszłość. Kiedyś chciałam być pisarką, kilka lat później – archeologiem. Z czasem odkryłam, że lubię się uczyć języków obcych, a kiedy poszłam do liceum, koleżanka zaproponowała mi, żebym razem z nią zapisała się do Towarzystwa Polsko-Norweskiego w Warszawie. Dowiedziałam się tam, że w Poznaniu można studiować filologię norweską i zaczęłam intensywnie przygotowywać się do egzaminów wstępnych. Nieśmiało marzyłam, że w przyszłości będę tłumaczyć literaturę, ale w tamtych czasach nie było na to aż tak dużych widoków. Bardziej realne wydawało się, że nauczę się na studiach tego, co mnie ciekawi i będę miała możliwość pojechać na dłuższy czas do Norwegii, swoją przyszłość zawodową wiązałam raczej z językiem niemieckim, którego również uczyliśmy się na studiach, startując od poziomu zaawansowanego. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej i strefy Schengen nasze kontakty z innymi krajami, między innymi z Norwegią, znacznie się ożywiły i pojawiła się możliwość pracy z językiem norweskim, w tym tłumaczenia tekstów użytkowych i literackich.

Noc czy dzień? Jaki masz system pracy?

Kiedyś byłam typową sową. Wolałam pracować do świtu niż pójść wcześnie spać i rano zacząć od nowa. W ostatnich latach coraz bardziej doceniam pracę w dzień i nocny sen.

Kanapa czy biurko? Gdzie tłumaczysz?

Biurko. Nigdy nie mogłam się przekonać do pracy na kanapie, kanapa służy do relaksu.

Słownik elektroniczny czy papierowy?

Przeważnie słowniki elektroniczne, chociaż wspaniały słownik norwesko-polski Olego Michaela Selberga został wydany tylko w wersji papierowej, więc z takiej korzystam.

Wikipedia czy Narodowa? Skąd czerpiesz informacje?

Skąd się da. Z leksykonów, literatury, stron muzeów. W norweskim Internecie istnieją naprawdę świetne słowniki i leksykony, opracowane przez ekspertów z różnych dziedzin. Wikipedia też nie jest złym źródłem, o ile korzysta się z niej krytycznie. Czasami poszukiwania słów z norweskich dialektów prowadzą mnie nawet na fora dyskusyjne. Zdarza mi się też zamęczać pytaniami znajomych, którzy mają wiedzę w jakiejś dziedzinie.

Kiedy się zablokujesz, to…?

Staram się zwalczać tendencję do siedzenia w takich przypadkach nad problematycznym fragmentem do oporu, co mi się kiedyś często zdarzało. Wiem z doświadczenia, że czasami muszę się po prostu oderwać od tekstu, pójść na spacer albo na basen i pomysły zaczynają same napływać do głowy.

Redaktor to…?

Ktoś, od kogo dużo się uczę.

Od kogo uczysz się przekładu?

Od innych tłumaczy. Z artykułów na temat przekładów, dyskusji, lubię też czasami porównywać różne tłumaczenia tej samej książki.

Yerba mate czy spirytus? Co daje Ci energię do pracy?

Kawa i herbata, nic egzotycznego.

Kot czy gekon? Jakie istoty cię w niej wspierają?

U siebie w domu nie mam zwierząt, ale kiedy jeżdżę do rodziców, wspierają mnie dzielnie ich koty. Jednemu nawet czasami udaje się coś napisać…

Co robisz z egzemplarzami autorskimi?

Jeden zostawiam sobie, resztę przeznaczam na prezenty dla rodziny i przyjaciół.

Co robisz dla relaksu, czyli Twoje zasady tłumackiego BHP?

Po wielogodzinnym tłumaczeniu lubię porządnie zmęczyć się na basenie albo pójść na długi spacer. Co jakiś czas staram się też powędrować po ładnych okolicach, gdzie można zachwycić się naturą i odpocząć od tłumów. Kraje nordyckie są tu niezastąpione, ale w czasie epidemii odkryłam też nieznane mi dotąd miejsca w Polsce, na przykład Woliński Park Narodowy.

Twoja najciekawsza tłumaczeniowa anegdota?

Niedawno podczas tłumaczenia „Żelaznego Wilka” Siri Pettersen z dużym zapałem szukałam występujących tam roślin i zwierząt, zanim uświadomiłam sobie, że zostały wymyślone przez autorkę.

Ważne dla ciebie książki?

Najbardziej chyba zapadły mi w pamięć książki czytane w dzieciństwie. Do dziś lubię wracać do niektórych powieści Astrid Lindgren, Lucy Maud Montgomery i Kornela Makuszyńskiego. Zaczytywałam się też w przygodach Tomka Wilmowskiego. Pochłonęłam też księgę „Bogowie, groby i uczeni” Cerama i przez pewien czas byłam specjalistką od datowania znalezisk metodą połowicznego rozpadu węgla oraz od kamienia z Rosetty. Zadziwiające, ile miałam czasu na beztroskie czytanie. Zafascynowały mnie też „Piastowski nurt Odry” Wojciecha Myślenickiego oraz powieści Very Henriksen i Torill Hauger, tej ostatniej zwłaszcza „Iselin i wilkołak”. W dorosłym życiu bardzo duże wrażenie wywarły na mnie książki Elżbiety Cherezińskiej, szczególnie tetralogia „Północna droga”. Ważną książką jest też dla mnie „Pani Wyrocznia” Margaret Atwood.

Gdyby wszyscy mieli przeczytać Twój jeden przekład – to który?

Trudno jest polecić jeden przekład, ponieważ każdy czytelnik ma własne preferencje. Chciałabym jednak wspomnieć o szczególnym projekcie, w którym miałam przyjemność wziąć udział. Jest to „Droga na Północ”, antologia norweskiej literatury faktu, stworzona specjalnie dla polskiego czytelnika i wydana przez Ośrodek KARTA pod redakcją Agnieszki Knyt i Pawła Urbanika. Przekład jest owocem pracy wielu osób, a książka przedstawia obraz Norwegii w XX wieku, widziany oczami najróżniejszych ludzi: polityków, gospodyni z Narwiku, czytelniczek feministycznego czasopisma, żony Quislinga – kolaborującego z Niemcami podczas II wojny światowej premiera, mniejszości etnicznych i wielu innych. To bardzo dobra publikacja dla osób, które chciałyby się dowiedzieć o Norwegii czegoś więcej niż to, co możemy znaleźć w mediach i broszurkach dla turystów.

Co teraz tłumaczysz, przetłumaczyłaś albo właśnie ukazało się w Twoim przekładzie?

W roku 2021 nakładem wydawnictwa Rebis ukazał się „Żelazny Wilk” Siri Pettersen, powieść fantasy w mrocznych, nordyckich klimatach, odwołująca się jednak także do innych epok niż średniowiecze oraz legend i baśni spoza Północy.