Aktualności

Agnieszka Erdogan przybliżała polskim widzkom popularny turecki serial Wspaniałe stulecie, a także serię książek wokół sułtańskiej tematyki. Wytrwale działa również na rzecz zapoznania polskich czytelniczek i czytelników bardziej ambitnej literaturę z tego kraju, którym fascynuje się od lat.

Na początek o początkach.

Moja historia miała wyglądać zupełnie inaczej, ale – jak to w życiu bywa – o wszystkim zadecydował przypadek. Podczas studiów, które miały być tylko przystankiem w drodze do łódzkiej filmówki, wyjechałam do Turcji na wymianę studencką i zakochałam się w tym kraju i jego kulturze. Po prawie roku spędzonym w Turcji chciałam dalej uczyć się języka, ale dostępne wówczas – nieliczne – kursy języka tureckiego były okropnie drogie. Powiedziałam sobie: „Dlaczego by nie spróbować dostać się na turkologię?”. Nie robiąc sobie zbyt wielkich nadziei, podeszłam do egzaminów wstępnych – udało się. Przez kolejne lata coraz bardziej zagłębiałam się w język i kulturę Turcji, a moja fascynacja tą tematyką wciąż rosła. Będąc na drugim lub trzecim roku, otrzymałam propozycję wykonania próbki tłumaczenia pewnej powieści. Wprawdzie nie otrzymałam wtedy zlecenia, ale moja próbka została bardzo wysoko oceniona. Pamiętam, jak pogratulował mi sam profesor Majda – mój turkologiczny guru. Chyba właśnie wtedy poczułam, że naprawdę mogłabym zostać tłumaczką. Początkowo wykonywałam jakieś małe nieliterackie zlecenia, później rozpoczęła się moja, trwająca do dziś, przygoda z tłumaczeniami audiowizualnymi – tłumaczyłam (i wciąż tłumaczę) filmy i seriale tureckie dla festiwali filmowych i telewizji. Jednak moje marzenie o tłumaczeniu literatury wciąż pozostawało niespełnione… Aż do dnia, w którym odebrałam pierwszy telefon z wydawnictwa. Otrzymałam propozycję przetłumaczenia serii książek Demet Altınyeleklioğlu, która otrzymała polski tytuł Tajemnice dworu sułtana. Książki te stanowiły inspirację dla twórców serialu Wspaniałe stulecie, który wtedy osiągał szczyty popularności. Nie mogłam w to uwierzyć – tłumaczka (jeśli wtedy w ogóle mogłam się tak nazywać) bez dorobku dostaje propozycję tłumaczenia takiego hitu (może nie pod względem wartości literackiej, ale popularności na pewno). Tak bardzo się cieszyłam, że byłabym skłonna przetłumaczyć te książki nawet za darmo. (Oczywiście nie przyznałam się do tego wydawnictwu 😊) Praca nad tą dziesięciotomową serią zajęła mi blisko trzy lata. Później zaczęły się pojawiać kolejne propozycje i, chociaż wciąż wykonuję głównie tłumaczenia audiowizualne, to zaczęłam już nieśmiało nazywać się tłumaczką literatury… Mam wielką nadzieję, że prawdziwe tłumackie wyzwania wciąż są przede mną i wyczekuję ich z niecierpliwością. 😊

Noc czy dzień? Jaki masz system pracy?

Zdecydowanie noc. Potrzebna jest mi cisza i spokój. Kiedy pracuję, całkowicie odcinam się od otaczającej mnie rzeczywistości i przenoszę się do świata, o którym piszę. Nie znoszę, kiedy ktoś mnie rozprasza, bo potrzebuję potem sporo czasu, żeby wrócić mentalnie do miejsca, z którego wyrwano mnie pytaniem, telefonem czy dzwonkiem do drzwi.

Kanapa czy biurko? Gdzie tłumaczysz?

Kanapa, bo pokoje z biurkami są zajęte przez śpiących domowników. Pozostaje mi więc kanapa, którą niechętnie dzieli się ze mną moja rozpieszczona Psa.

Słownik elektroniczny czy papierowy?

Książki, po które sięgam dla przyjemności – tylko papierowe, a te do pracy (która w sumie też jest dla mnie przyjemnością) – tylko wersje elektroniczne.

Wikipedia czy Narodowa? Skąd czerpiesz informacje?

Z Internetu, co często okazuje się zgubne, ponieważ mam skłonność do przeskakiwania na kolejne strony i wgłębiania się w kwestie coraz odleglejsze od problemu, którego rozwiązania poszukuję. Ale wciąż pracuję nad samodyscypliną!

Kiedy się zablokujesz, to…?

Włączam dobrą muzykę. Trochę pośpiewam, odpłynę w marzenia, poruszam się i wracam do pracy. Jeśli czuję, że to „wciąż nie TO”, zapisuję roboczą wersję innym kolorem i przechodzę dalej, czekając, aż pomysł sam przyjdzie (a może przyjść w każdym miejscu, w każdej chwili i wtedy muszę go natychmiast zapisać, gdziekolwiek, żeby już nie uciekł).

Czytać książkę przed tłumaczeniem czy nie czytać?

Nie czytać. Mam wrażenie, że świeżość, emocje i zaskoczenie towarzyszące zagłębianiu się w tekst po raz pierwszy sprawiają, że mój przekład jest lepszy. Poza tym lubię być ciekawa tego, co wydarzy się za chwilę.

Najprzyjemniejszy moment w tłumaczeniu?

To chwila, gdy zaczynam pochłaniać powieściowy świat, kiedy zaczynam „czuć” język tłumaczonej powieści, wczuwać się w emocje bohaterów i przelewam to wszystko na… ekran komputera.  

A najmniej fajny?

Chyba nie będę zbyt oryginalna – korekta autorska. Nie lubię wracać do tego, co napisałam, chociaż wiem, że to konieczne. To właśnie wtedy muszę zmierzyć się ze wszystkimi potknięciami i niezręcznościami, których nie udało mi się uniknąć, co bywa wstydliwe, a czasem też frustrujące.

Redaktor to…?

Wydaje mi się, że mam szczęście do redaktorów. Zwykle jest to osoba, która wyciąga mnie z językowych tarapatów, podpowiada ciekawe rozwiązania, na które sama nie wpadłam. To osoba o językowym wyczuciu, od której staram się nauczyć jak najwięcej. Najczęściej pokornie i z wdzięcznością przyjmuję redaktorskie poprawki, chociaż bywa, że bronię „swojego” jak lwica – szczególnie gdy chodzi o realia kulturowe, a nie językowe.

Od kogo uczysz się przekładu?

Od pisarek i pisarzy, tłumaczek i tłumaczy, redaktorek i redaktorów – tych bardziej doświadczonych, bieglejszych w słowie i bardziej błyskotliwych. Miałam ogromną przyjemność współpracować ze znakomitą tłumaczką – Agnieszką Gadzałą, doradzając jej (odrobinę) w szeroko pojętych kwestiach orientalnych. Pamiętam, jak z zazdrością i zachwytem przyglądałam się jej językowym rozwiązaniom w nadziei, że i ja będę tak kiedyś potrafiła.

Co powiedziałabyś młodszym tłumaczom? A starszym?

Młodszym powiedziałabym, że bycie tłumaczem to nie tylko zawód, to stan umysłu 😊. Sądzę, że aby być tłumaczem literatury, trzeba to kochać i czuć, a jeśli się nie kocha i nie czuje, to lepiej się w to nie pakować.

A starszym: dzielcie się swoim doświadczeniem i umiejętnościami – są bezcenne.

A co powiedziałabyś ministrowi kultury?

Nie jestem pewna, czy chciałabym z nim rozmawiać… Ale gdybym musiała, może delikatnie zasugerowałabym mu zmianę zajęcia…

Yerba mate czy spirytus? Co daje Ci energię do pracy?

Jeśli pracuję w ciągu dnia – zielona herbatka i kawa, dużo kawy w dużym kubku, jeśli w wieczorem/w nocy, to czerwone winko. Jednak największego kopa daje mi perspektywa zbliżającego się deadline’u.

Kot czy gekon? Jakie istoty cię w niej wspierają?

Nieustannie mogę liczyć na towarzystwo mojej wiernej Suni – szalonego owczarka niemieckiego, która na widok mnie z laptopem od razu wskakuje na kanapę.

Co robisz z egzemplarzami autorskimi?

Jeden jest zarezerwowany dla mamy, drugi zostawiam sobie, pozostałe rozdaję znajomym.

Co robisz dla relaksu, czyli Twoje zasady tłumackiego BHP?

Późną jesienią, zimą i wiosną morsuję we wspaniałym towarzystwie koleżanek po fachu – fenomenalnej Moniki Osieckiej i bezkonkurencyjnej Hani Pustuły. Kiedy mam taką możliwość uciekam w góry, kiedy nie – muszę zadowolić się spacerem po lesie w towarzystwie mojej rozbrykanej gromadki.  

Twoja najciekawsza tłumaczeniowa anegdota?

Na pewno bywają zabawne sytuacje, ale nie mogę sobie przypomnieć niczego szczególnego.

Ważne dla ciebie książki?

Od zawsze uwielbiałam czytać i pochłaniałam niezliczone ilości książek, dlatego trudno mi wymienić konkretne tytuły czy autorów. Początkowo zaczytywałam się kryminałami i thrillerami. Półki mojej biblioteczki uginały się od książek Cobena i Koontza. Później zakochałam się w realizmie magicznym i tak już zostało. Stąd do książek, które mogłabym nazwać najważniejszymi, należą (kolejność przypadkowa): Mistrz i Małgorzata, Sto lat samotności, Blaszany bębenek, ale także Ulisses (naprawdę 😊), Wizyta starszej pani Dürrenmatta czy Proces Kafki.

Gdyby wszyscy mieli przeczytać Twój jeden przekład – to który?

Tematyka książek, które do tej pory tłumaczyłam, jest dość jednolita. Wyróżnia się spośród nich jedna pozycja: Historie z ojczyzny Ayfer Tunç, wydana przez Książkowe Klimaty. Autorka poprzez historie zwykłych ludzi stara się nakreślić obraz społeczeństwa tureckiego, turecką mentalność i pewne narodowe bolączki. Jest to na pewno ciekawa lektura.

Co teraz tłumaczysz, przetłumaczyłaś albo właśnie ukazało się w Twoim przekładzie?

W ostatnim czasie pochłaniały mnie raczej tłumaczenia audiowizualne m.in. Zniewoleni (Sahipli) – horror w odcinkach, po którym jeszcze czuję na plecach ciarki. Aktualnie zbieram się, żeby wyruszyć na poszukiwanie wydawnictwa, które będzie zainteresowane wydaniem książki, którą recenzowałam (niestety wydawnictwo, które początkowo się nią zainteresowało, zrezygnowało). Mam nadzieję, że się uda.