Aktualności

Agnieszka Cioch

Agnieszka Cioch (zob. profil) tłumaczy z języka angielskiego, a w wolnych chwilach pilnuje cyferek jako skarbniczka STL. Jej najbardziej znanym przekładem jest bestseller „Biegnąca z wilkami” Clarissy Pinkoli Estés, ale poza tym ma na koncie liczne powieści dla dorosłych i młodzieży.

Na początek o początkach.

Kto zaczynał w latach dziewięćdziesiątych ten wie, że były to złote czasy. Wydawnictwa poszukiwały tłumaczy, próbki spotykały się z przychylnym odzewem, a na pierwsze zlecenia nie trzeba było długo czekać. Z drugiej strony środowisko tłumaczy literatury nie było specjalnie zintegrowane, a ja, mieszkanka małego miasteczka, pracowałam w kompletnej izolacji. Więc może ważniejszy był ten drugi początek, kiedy trafiłam w internecie na niezapomniane Branżowe Forum Tłumaczy, a później na Forum Tłumaczy Literatury i do STL-u. Wtedy zdefiniowałam się w tym zawodzie na nowo.

Noc czy dzień? Jaki masz system pracy?

Różny na różnych etapach życia. Pierwszą książkę, zbiór opowiadań Thomasa Wolfe’a, faktycznie tłumaczyłam nocami, w dodatku stukając na maszynie! Teraz wolę do pracy siadać rano, ze świeżą głową. Najpierw sczytuję to, co napisałam poprzedniego dnia – wtedy większość znaków zapytania magicznie znika.

Kanapa czy biurko? Gdzie tłumaczysz?

Dawniej zawsze przy biurku, za komputerem stacjonarnym, obłożona słownikami i z papierową książką na podstawce. Odkąd pracuję na laptopie, a wydawnictwa przysyłają pdf-y, coraz częściej przesiadam się na kanapę. Mogę jednocześnie leniuchować i pracować.

Słownik elektroniczny czy papierowy?

Mam przeogromny sentyment do papierowych słowników, zwłaszcza do wysłużonego Collinsa z oberwaną okładką, ale w 99 procentach na sentymencie się kończy.

Wikipedia czy Narodowa? Skąd czerpiesz informacje?

Skąd się da, w pierwszej kolejności z internetu. Wikipedia, mimo swoich oczywistych wad, jest bardzo przydatna. Jeżeli potrzebuję zagłębić się w jakiś temat, szperam w domowej biblioteczce i zawsze coś znajduję, korzystam z miejscowej czytelni. Czasami trzeba skontaktować się ze specjalistą w danej dziedzinie. Nieoceniona jest też pomoc koleżanek i kolegów z Forum Tłumaczy Literatury.

Kiedy się zablokujesz, to…?

Wstaję, rozprostowuję kości, wychodzę na balkon. Jeżeli olśnienie nie przychodzi, zaznaczam na żółto i jadę dalej, a wątpliwości wyjaśniam przy drugim czytaniu. Większe blokady wymagają jednodniowego wypadu na łono przyrody.

Redaktor to…?

Różnie bywa. Czasami anonimowa osoba, która kreśli na czerwono i podsuwa regułki, częściej jednak przewodnik i sprzymierzeniec, czujne oko, ratujące przed wpadkami.

Od kogo uczysz się przekładu?

Na studiach zajęcia z przekładu miałam mocno okrojone, więc niewiele wyniosłam, a pierwsze książki przekładałam „intuicyjnie”. Ten zawód to nieustanna praca nad warsztatem. Wiele uczę się od redaktorek, a najwięcej chyba czerpię z dyskusji toczących się nieustannie na Forum Tłumaczy Literatury. Staram się też czytać dużo tekstów dobrze napisanych po polsku.

Yerba mate czy spirytus? Co daje Ci energię do pracy?

Czarna i zielona herbata. Ale przede wszystkim muszę być dobrze wyspana.

Kot czy gekon? Jakie istoty cię w niej wspierają?

Przez lata towarzyszył mi ukochany pies, teraz gołębie za oknem.

Co robisz z egzemplarzami autorskimi?

Zwykle trafiają do rodziny, znajomych i bibliotek.

Co robisz dla relaksu, czyli Twoje zasady tłumackiego BHP?

Przede wszystkim często daję odpocząć oczom, patrzę na zieleń. Moje jedyne BHP to spacery i wyjazdy w góry.

Twoja najciekawsza tłumaczeniowa anegdota?

Ciągle na nią czekam.

Ważne dla ciebie książki?

Te, które można czytać po sto razy. Muminki Tove Janson, „Mała księżniczka” Frances Hodgson Burnett, wszystkie książki braci Strugackich.

Gdyby wszyscy mieli przeczytać Twój jeden przekład – to który?

Z moich przekładów największą popularnością cieszy się „Biegnąca z wilkami” Clarissy Pinkoli Estés, ale najwięcej serca włożyłam w książki dla dzieci Kate DiCamillo: „Dzięki tobie, Winn-Dixie”, „Magiczny słoń”, „Dzielny Despero” i te szczerze polecam.

Co teraz tłumaczysz, przetłumaczyłaś albo właśnie ukazało się w Twoim przekładzie?

Potwornie gruby non-fik o radzieckich szpiegach w Stanach Zjednoczonych. Końca nie widać.